MZK rozpoczyna walkę z pasażerami jeżdżącymi na gapę
MZK wprowadza nowe kary dla jeżdżących na gapę
MZK zdecydowało się wprowadzić nowe kary dla osób, jadących autobusami na gapę. Co to oznacza dla pasażerów? Osoby jeżdżące na gapę pojazdami Międzygminnego Związku Komunikacyjnego mogą mieć od teraz spore problemy. Między innymi ryzykują utratą szansy na wzięcie rat lub abonamentu telefonicznego. Bierze się to z niedawno podpisanej umowy miedzy MZK a Biurem Informacji Gospodarczej. Ma to być nowy sposób na trzymanie dyscypliny względem pasażerów, którzy unikają kupowania biletów jak ognia.
Nic nie ma za darmo
Jeżeli jeździmy na gapę, to tak naprawdę pozostali pasażerowie płacą za nas. Jeżeli mniej biletów będzie kupowanych, to poskutkuje to tym, że znacznie wzrośnie ich cena. Istnienie transportu publicznego ma sens wtedy, kiedy wszyscy dobrowolnie się na niego dokładają. Oczywiście mogłoby być tak, że rząd zlikwidowałby całkowicie konieczność kupowania biletów, ale konieczne byłoby pokrycie tego ze skarbu państwa. Wtedy za przejazd musiałyby płacić nawet osoby, które nie korzystają z transportu publicznego. Dlatego właśnie konieczne jest, abyśmy uiszczali tę drobną opłatę, jakiej wymaga zdobycie biletu.
Jaka kara czeka gapowiczów?
MZK znalazł jednak sposób na to, aby egzekwować konsekwencje za jazdę na gapę. Dzięki umowie z BIG gapowicze będą musieli pomyśleć dwa razy zanim wsiądą do autobusu bez biletu.
Przedstawiciele jastrzębskiego MZK uznali, że sytuacja jest zbyt poważna, żeby ją ignorować. Wpadli więc na zupełnie nowy sposób karania tych, co nie chcą się dostosować do reguł. Biuro Informacji Gospodarczej ma od teraz zadbać, aby każdy pasażer, jadący na gapę, trafiał do rejestru dłużników. Brzmi to bardzo brutalnie, ale może okazać się skuteczne. Przypominamy, że osoba, której osoba pojawia się w takim rejestrze, traci bardzo dużo możliwości. Między innymi nie może wziąć sprzętu na raty, co w dzisiejszym świecie bardzo utrudnia planowanie swojego wnętrza.
Wcześniej gapowicze nie byli tak naprawdę karani w żaden surowy sposób. MZK wysyłało co prawda ponaglenia, ale nie było w związku z tym większych konsekwencji. Dopiero później sprawę przekazywano policji, która kierowała ją do Wydziału Karnego Sądu Rejonowego. Wymaga to wielu pomniejszych procedur, które tak naprawdę wcale nie są potrzebne. Zwłaszcza że policja ma bardzo dużo innych czynności do wykonania, a takie cackanie się to tylko marnowanie czasu oraz pieniędzy z budżetu państwa, które trafiają do policji, sądu a także spółek zajmujących się transportem publicznym.